15 lip 2009

Irun - San Sebastian (28 km)


W schronisku w Irun poznałem kilku Niemców, Holendra i Anglika. Nad ranem dotarła Polka, Małgosia, która przyjechała nocnym pociągiem z Madrytu. Wyposażeni w swieżutkie credenciale, wyruszyliśmy całą grupą na Camino. Trasa do Donostia-San Sebastian jest prześliczna. Cały czas taka jak te najładniejsze odcinki Camino de la Costa, które znam z poprzednich lat: górzysty teren, dużo zieleni i widok na malownicze zatoczki, o skały rozbijają się grzywy fal. Szliśmy właściwie razem.

Na krótko przed San Sebastian zaczepił nas jadący samochodem, brodaty Hiszpan mówiąc, że mieszka w domu wspólnoty i zaprasza nas na poczęstunek - zimną herbatę mate z dodatkiem soku z wycisniętej cytryny i lodu. W rozmowie okazało się, że to jeden z domów religijnej wspólnoty "Dwunastu Pokoleń". Tworzą ją rodziny z dziećmi a jako regułę życia mają: "kochać bliźniego bardziej niż siebie samego". Moim towarzyszom drogi tak się tam spodobało, że postanowili zostać na nocleg. Ja poszedłem dalej do San Sebastian do schroniska.

San Sebastian to przepiękne miasto nad zatoką, której plaża tworzy prawie idealne pólkole. Stąd nazwa: Playa de la Concha (muszla). Więcej zdjęć w albumie: http://picasaweb.google.com/mojecamino/CaminoNorte2009



2 komentarze:

  1. Ta religijna wspólnota "Dwunastu Pokoleń" to obecnie już dość dobrze rozpoznawalna pseudochrześcijańska sekta która ma swoją siedzibę tuż przed zejściem do San Sebastian. Wystarczy troszkę poszukać w internecie na temat "Twelve tribes sect" albo "Twelve tribes cult". Namawiają do spędzenia noclegu w jednej siedzib sekty w okolicy San Sebastian, gdyż gromadzą pieniądze dla swojego guru Gene Spriggs znanego jako Yoneq. Nocleg w ich "albergue" to nic innego jak wspieranie sekty, a poza tym można "wsiąknąc" w ich zamknietą społeczność i tam zakończyć swą pielgrzymkę do Santiago. Raczej nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informację i za ostrzeżenie. Jakoś to chyba wyczułem wtedy i dlatego poszedłem dalej. Straciłem przez to kontakt z moimi dopiero co poznanymi współ-pielgrzymami, z którymi bardzo się fajnie czułem. Tylko jeden z nich napisał mi potem, że doszedł szczęśliwie do końca drogi tzn. do Santiago de Compostela.

    OdpowiedzUsuń