Ponieważ następnego dnia była niedziela, a w dodatku rocznica śmierci mojego Ojca, najpierw znalazłem kościół i poszedłem na Mszę św. Razem z zakupami prowiantu, znalezieniem bankomatu zajęło mi to sporo czasu, więc postanowiłem podjechać pociągiem parę kilometrów. Dzięki temu zdążyłem dojść późnym wieczorem do Pontevedra. Tam albergue już trochę lepsza, spotkałem "moich" Amerykanów, Kanadyjkę i Duńczyka. Były też 2 Polki, a następnego dnia po drodze spotkałem nawet Australijki.
Po długiej i sympatycznej drodze przez górki i lasy doszedłem do Tivo. Nocuję w małej prywatnej albergue razem ze Słowakami, których też już wcześniej w Portugalii spotkałem. Zrobiłem małe pranie, w takiej tradycyjnej, galicyjskiej pralni, gdzie źródlana woda wpływa bieżąco do kamiennego zbiornika, na którego ukośnych brzegach pierze się trąc o kamień. Bardzo ekologicznie. Od tego źródła-fontanny jest nazwa albergue Catro Canos, bo są wbudowane cztery krany, z których tryska źródlana woda - gratis!
Ciekawy kościół w Pontevedra zbudowany na planie muszli |
Albergue w Tivo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz