12 wrz 2008

Frankfurt - Santander (samolotem)

Tym razem wyruszyliśmy w trójkę, razem z Jolą i Elą, koleżankami z grupy modlitewnej we Frankfurcie. Rozpoczęliśmy pielgrzymkę - tak jak powinno być - Mszą św. w Liebfrauenkirche w centrum Frankfurtu. Było akurat wspomnienie imienia N.M.P. czyli Miriam. W czasie Mszy nagrał się na sekretarkę mój partner biznesowy, że dostałem kontrakt, o który się starałem. Dzięki Ci Miriam!

W Santander przywitał nas deszcz, a więc tak samo jak we Frankfurcie, ale na szczęście padało intensywnie ale krótko. W schronisku dostaliśmy credenciale (paszporty pielgrzyma), a super symatyczny Vittorio pokazał nam centrum miasta - m.in. sklep spożywczy i tanią restaurację. Jest Włochem, który od 40 lat mieszka w S. z żoną Hiszpanką. Zna chyba wszystkich w mieście, bo idąc pozdrawiali go co chwila znajomi. Wieczorem zjedliśmy ciepłą kolację: paela i wino.


Ponieważ cały czas padał deszcz i chodziliśmy po mieście ubrani w peleryny, właśnie wtedy nazwałem nas - i wszystkich pielgrzymów na Camino - "pelerynki" i "pelerynkowie". Odpowiada to zresztą świetnie nie tylko naszemu wyglądowi, ale też źródłom słowa pielgrzym: pellegrino, peregrino, Pilger, pilgrim, pelerin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz