Cały dzień na leniuchowanie i włóczenie się po Santiago. Kiedy wreszcie decyduję się na opuszczenie kwatery i pójście na kawę do baru jest już prawie 12:00. Spontanicznie rezygnuję z kawy i idę na Mszę św. dla pielgrzymów do katedry. Dzisiaj też machają botafumeiro. Potem idę wreszcie na kawę, piszę i wysyłam wszystkie pocztówki (czas najwyższy).
Spotykam się z Jolą i Elą i długo idziemy przez miasto w poszukiwaniu pulperii czyli regionalnej knajpki, w której podają tradycyjnie gotowaną i podawaną na drewnianej tacy w pysznym sosie ośmiornicę czyli pulpo. Są też inne lokalne przysmaki np. kawałki białego sera z kawałkami marmolady. Wino czerwone pije się z porcelanowych miseczek.
Na siestę idziemy do jednego z licznych tutaj parków z widokiem na katedrę. Leżymy sobie na trawie w gorącym jeszcze słońcu. Mija kolejny bardzo piękny dzień - szkoda, że już ostatni. Taksówka zamówiona na rano zawiezie nas na lotnisko. Ale ja napewno tu jeszcze wrócę...
26 wrz 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz